poniedziałek, 7 października 2013

~Rozdział 12

Zachłystuję się powietrzem. Jestem przerażona, choć nie pierwszy raz znajduję się w trudnej sytuacji. Jason mocniej ściska moją rękę, co powstrzymuje mnie od płaczu. Boję się, jest mi zimno, a mężczyzna wciąż trzyma skierowany na nas, odbezpieczony pistolet.
-Tak właśnie. Lepiej byłoby, gdybyście się teraz nie ruszali. –Znów wybuchnął śmiechem. –Pff…hahaha! Cywile. Nie macie co robić w trakcie wojny? Najchętniej rozwaliłbym was teraz na miejscu, ale mam dobry humor, a dziewczyna jest całkiem, całkiem…
Przypominam sobie, że jesteśmy cali mokrzy, a nasze ubrania doszczętnie nas oblepiają. Mam ochotę walnąć tego faceta w twarz.  Wolę nie wyobrażać sobie, o czym on teraz myśli. Jason jednak sobie wyobraził, po jednym ruchem dłoni, odsuwa mnie do tyłu i idzie w kierunku mężczyzny. Przyciągam go z powrotem, bojąc się, że zaraz dostanie w głowę pociskiem z pistoletu tego żołnierza. Ten każe mi podejść. Trzęsę się ze strachu. Moja ręka powoli wysuwa się z ręki Jasona. Łzy powoli zbierają mi się w oczach. Nie chcę! Proszę, nie! Mający około 20 lat rudzielec uśmiecha się szyderczo do Jasona.
-To twoja dziewczyna? No cóż…teraz jesteś moja. –Wyciąga rękę w stronę mojego biustu, ale w tym momencie dostaje porządnego kopa w brzuch. Nie, nie ode mnie.
-Ty sukinsynie! Nie waż się jej dotknąć! –Chłopak popycha mnie do tyłu i uderza podnoszącego się faceta. Przez parę minut biją się, ale szybko, słabo wyszkolony rekrut, upada na ziemię od uderzenia Jasona. Ten z kolei podnosi jego pistolet i kieruje go w głowę wrogiego żołnierza. Uśmiecham się do Jasona. Podchodzę bliżej, ale nie dane nam jest długo cieszyć się ze zwycięstwa, bo nagle z każdej strony otaczają nas ludzie. Źli ludzie. Żołnierze. Każdy trzyma pistolet nakierowany na nas. Nawet nie zdążyłam stanąć przy Jasonie. Stoimy w miejscu zdezorientowani, podnosimy ręce do góry. A niech to szlag! Rudzielec wstaje i otrzepuje się z ziemi. Znów się uśmiecha.
-I co teraz cwaniaczku? –Uderza Jasona w brzuch. Chłopak nie reaguje, choć na chwilę spina mięśnie co znaczy, że poczuł uderzenie. Chcę do niego podejść, ale mimiką daje mi znać żebym została. Dlaczego nas nie zastrzelą, czy choćby pobiją i sobie w końcu pójdą?! To musi wyglądać zabawnie, że tyle uzbrojonych mężczyzn zebrało się wokół dwójki zupełnie bezbronnych nastolatków. Dwóch żołnierzy łapie mnie. Trzymają moje splecione ręce za plecami, bym nie mogła się ruszyć, choć i tak jestem zbyt wystraszona by choćby próbować uciec. To samo zrobili Jasonowi.
-Panowie, spokojnie, nie chcieliśmy robić zamieszania, to jakaś pomyłka, puśćcie nas i już nas tu nie ma. –Chłopak najspokojniej jak potrafi odzywa się za nas oboje. Jako odpowiedź dostaje uderzenie pięścią w twarz. Chcę podbiec, ale ciągną mnie do tyłu. Wszystko przeze mnie. Znowu! Tak bardzo chciałam wyjść na zewnątrz…gdybyśmy zostali w środku nic by się nie stało. Niosę za sobą tylko pecha! Wtem po jakimś czasie tłum się rozstępuje. Nie dostrzegam osoby która kieruje się w naszą stronę, bo jakiś wysoki facet wszystko mi zasłonił. Ale gdy słyszę ten głos…
-Ty! Wróć do szeregu! –Masywny żołnierz odsłania mi widok. Widok. Widok. Widok. Widzę. Jason się śmieje. Ze zrezygnowaniem. Po czym krzyczy coś w stylu „Zdrajca!”. Chyba znów za to oberwał. Nie wiem. Nie mogę. Myśleć. To boli. Chłopak patrzy na mnie swoimi rajskimi oczami, ręce ma skrzyżowane  na piersi i uśmiecha się lekko. Zanim zaleje mnie potok myśli, wniosków i oskarżeń, znów płynie do moich uszu czysty, spokojny głos Nate’a. To nic. Nie zdanie. Nawet nie równoważnik zdania. Tylko jedno słowo.
-Elodie.

*
W głowie często kołatają się myśli
Obrazy, dźwięki, litery, uczucia
Własny odrębny świat.
Odpowiednie słowo
Słowo
Potrafiące oddać to, co dzieje się w umyśle
Nie istnieje.
Uczucie bólu
Miłości
Tęsknoty
Wszystko razem, z dodatkiem żalu, pożądania, ciekawości
Zupełnej radości
Odpuszczenia,
Delikatności
Kruchości
A zarazem mocy, siły i pewności.
Kim jesteśmy, by móc powiedzieć
Co czujemy? Co myślimy?
Chyba tylko
Aniołowie
Potrafią wyrazić swe uczucia
W anielskich pieśniach, pocałunkach, dotykach
Ale nigdy
W słowach.
Chcesz powiedzieć, co czujesz?
Lepiej nie mów nic
Bo jeśli twoje uczucia naprawdę są tak prawdziwe,
To słowa nie istnieją.
Użyj duszy.


*
 Ile czasu jechaliśmy w tym ciemnym transportowcu? Ile pytań nam zadano? Ile żołnierze natrudzili się, by wyjąć nadajnik z ręki Jasona? Ile wrażeń i myśli przeleciało przez moją głowę?
Tyle.
Gdy znajdujesz się z dala od domu, z dala od wszystkich przyjaciół i znajomych, w otoczeniu obcych, negatywnie nastawionych do ciebie ludzi, to liczby nie mają znaczenia. Nie potrafię nawet dobrze powiedzieć co się stało. Wszystko było tak szybko. Związali, zasłonili oczy, krzyczeli, zawieźli, zamknęli osobno, a teraz trzymają nas tu. Ile czasu? Ile..? Gdzie jest Jason? Przez pierwsze godziny o to pytałam. O to wszystko. A potem głos mi ochrypł, emocje opadły, a ciało wypełnił smutek i ból. On się o mnie martwi. Co mu robią? Czy jest bezpieczny? Jak na ironię, martwię się o swojego ochroniarza. Chcę go chronić, ale nie mogę. Po jakimś czasie drzwi celi otwierają się. Jestem zbyt zmęczona, zbyt głodna, zbyt obolała, by wstać. Chłopak w drzwiach jest chyba zły. Na mnie? Dlaczego? Jakiś niski, donośny głos każe mi wstać. Chyba. Nie mogę. Siedzę w kącie, rękami obejmuję zmarznięte nogi. Głowę chowam w kolanach. Siedzę w takiej pozycji już dłuższy czas. Nie mogę się podnieść. Na policzkach mam zaschnięte łzy. Ktoś mnie podnosi. Spoczywam spokojnie na dobrze znanych mi ramionach. Gorących, niebezpiecznych. Zabronionych. Udaje mi się w końcu powiedzieć ochrypnięte słowa.
 -Nate…Coś ty zrobił…
Nie wiem, czy przez moje wpół zamknięte powieki, widzę troskę w jego oczach. Nic nie wiem. Ale nie, to nie może być troska. Gdyby się o mnie martwił, nie zostawiłby mnie zamkniętej tam w tych zimnych podziemiach tyle czasu. Po prostu leżę, daję się zanieść do celu. Światło kłuje mnie w oczy. Gdy wreszcie delikatnie ląduję na puchowej pościeli, mogę odpocząć. Nie! Nie mogę! Ja tu sobie wypoczywam, a Jason może męczy się teraz bardzo w lochach czy w gorszym miejscu. Próbuję wyprostować odrętwiałe kości i siąść na skraju łóżka. Na stoliku obok mnie leżą bułeczki, herbata i inne takie. Pewnie w innych okolicznościach już bym się na to rzuciła. Co się stało, gdy byłam nieprzytomna? Bo jestem pewna, że przez jakiś czas byłam. Nie wierzę, że jest mi tak słabo, od samego siedzenia w celi. Mokrej, zimnej, wilgotnej celi. Nate nie mówi nic. Nie robi nic. Siedzi naprzeciw mnie i patrzy. Ciekawe, jakie wymyśli przeprosiny.
-Zapewne zastanawiasz się gdzie jest..Jason. –Uśmiechnął się pogardliwie. – On też cię szuka. Para zakochanych rozdzielona przez okrutnego potwora, a nie człowieka. –Nie patrzy już na mnie. Nie spodziewałam się tego co powiedział. Miałam to zakończyć. Tymczasem wyszłam na dziewczynę, całującą się z każdym. Na zdrajczynię.
-Tylko, wiesz co? Elodie? Ja cię naprawdę kocham. –Serce mi bije, nie chcę tego słuchać. –Nie wiesz, ile musiałem zrobić, byś była tu teraz żywa. I sądzę, że powinnaś znać prawdę. Chcesz znać prawdę, Elodie? –Nieznacznie kiwam głową. Chcę. Tak bardzo chcę w końcu szczerości. Jednak słowa płynące z ust chłopaka nie są tym na co liczyłam.
-Cały ten amerykański sposób rządu, ‘Republika Nowej Ery’, jest bardziej skomplikowane niż sądzisz. Pięciu dowódców, każdy zajmujący się swoim wydzielonym tematem, a jednak tworzący całość. Ale pewnie nie wiesz, że tu obowiązuje dziedziczenie władzy. Czyli że po śmierci twojego ojca, ty zajęłabyś jego miejsce. W sumie, już zajęłaś. Jedyną opcją na usunięcie cię z władzy jest twoja śmierć, lub twoje dobrowolne przekazanie jej innym. Rick, Cindy, Jason…przyjaciele? A skądże. Nawet nie wiesz, jak Rick pragnął władzy. Szczerze cię nienawidził, już wiele razy nadepnęłaś mu na odcisk, ale za każdym razem wszystko ci darował. Cindy. Ona posiada brata, który jest w pierwszej kolejności do zostania głównym dowódcą. Możliwe, że nie został ci przedstawiony. Nawet nie było go w bazie. No i Jason.Tak, twój kochany Jason zajmował się tobą tylko po to, tylko po to ciebie „kochał”,żeby uzyskać twoją przychylność. No powiedz, gdyby cię o to teraz poprosił, nie przekazałabyś mu swojego stanowiska? No własnie.
To jest prawda.
Cała prawda, Elodie.
----------------------------------------------------------------------------------------
P.s. Parę osób wciąż pyta mnie, czy 'wiersze', prolog i kołysanka są mojego autorstwa. Otóż odpowiadam, że tak. Wszystko co znajduje się w rozdziałach jest pisane przeze mnie, z mojego pomysłu :) 

5 komentarzy:

  1. Rozdział dobry, to muszę przyznać. Piszesz bardzo ciekawie.
    Ogółem masz fajnego bloga i dobrze pasujący do klimatu opowiadania szablon.
    Powodzenia w dalszym pisaniu

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie piszesz :) czekam na kolejny rozdział :)

    blog--ali.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry, ciekawy rozdział . Super blog i szablon tez niczego sobie ;) Będę odwiedzać
    http://piankowakredka.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział, po prostu nie mogłam się go doczekać. Piękny prolog. I niesamowity szablon, świetny blog. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. ♥ ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. kooocham kochaaam i jeszcze raz kocham ;*** obserwuje zapraszam do mnie http://zapraszamdomnie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń