Powoli
już przyzwyczajam się do życia pod ziemią. Przez ostatni tydzień codziennie
odwiedzaliśmy wszystkich, choć Panią Tinkbell rzadziej. Udało mi się lepiej
zapoznać 16-letnie bliźniaczki Naomi i Stellę Tinkbell. Nie są takie złe, jak
przypuszczałam. Na korytarzach w naszym skrzydle było coraz mniej ludzi,
wszyscy spędzali czas w centrum bazy, i z tego co przelotnie słyszałam, chińskie
wojska już dotarły do Ameryki. Codziennie ginie wiele ludzi, wiele ludzi
narażonych jest na cierpienie, i to boli nas wszystkich najbardziej. Pamiętam
słowa Jasona – „Tutaj tylko się marnujemy. Musimy im pomóc!”. Może ma rację…
Spaceruję po podziemiach i co chwila napada mnie zachwyt. Nie mogę uwierzyć, że
udało im się zbudować aż tak, samowystarczalne, podziemne miasto. Minęłam pola
zbóż, basen, dwie łaźnie byłam też przy niewielkiej kopalni węgla, i chyba 40
studni. Z nudów, idę nawet do najbardziej opuszczonych i zapomnianych
korytarzy. W końcu uznaję, że się zgubiłam. Nawet mi to nie przeszkadza.
Przecież w końcu znajdę drogę powrotną. Idę zamyślona. Myślę o tym, jak zmieniły
się moje relacje z Jasonem. Na początku nie chciałam go widzieć na oczy! On
mnie z resztą też. A teraz…? Gadamy jak starzy, dobrzy kumple.
-Aaa!! –Nie zauważyłam dziury w podłodze i wpadam przez nią w dół. „Świetnie.”
Na szczęście zagłębienie nie jest aż tak głębokie, więc spokojnie mogę wyjść.
Ale tutaj coś jest… Idę parę kroków do przodu, skręcam i zaniemawiam. Przede
mną jest piękne podziemne jezioro, z krystalicznie czystą wodą, a dookoła, na
każdym centymetrze kamienistej ściany, znajduje się milion świecących
stworzonek. Miejsce jak z bajki. Siadam przy tafli wody najbliżej jak to
możliwe, i obejmuję rękami nogi. Gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, często
jeździliśmy razem na biwaki. Ja, tata i mama… Naszym ulubionym miejscem było
właśnie jezioro w Southsberg na którego brzegu, siadałam nocą koło mamy i
słuchałam jej bajek. Wrzucam kamyczek do wody, co powoduje robienie się na nim
rozszerzających się okręgów. Po śmierci matki, tata zrobił się cichy, pusty w
środku. Coraz częściej nie było go w domu, a mną musiała zajmować się babcia.
Gdy tylko sugerowałam tacie biwak, ten pochmurniał i odchodził bez odpowiedzi.
-Co ty tu robisz? –Gwałtownie wstaję, obudzona z zamyśleń. Prawie wpadam do
wody, ale czyjeś ręce w ostatnim momencie chwytają mnie w pasie.
- Dzięki. Ja tylko…spacerowałam. A ty? –Chłopak mnie puścił i poszedł w
kierunku lewej ściany. Grzebie coś w zagłębieniu i po chwili wyciąga babeczki.
-Nie jesteś głodna? –Odpowiada pytaniem. Od długiego czasu nic nie miałam w
ustach, dlatego kiwam głową i chwytam cytrynową muffinkę. Oboje siadamy na
skraju jeziorka i wpatrujemy się w milczeniu. Po pewnym czasie on się oddzywa.
-Wiesz, przychodzę tu zawsze, gdy potrzebuję chwili samotności. Siadam na
brzegu i rozmyślam w ciszy. To bardzo dobrze robi, szczególnie teraz, gdy wszędzie
wokoło panuje zamieszanie. –Mówi spokojnie, żeby nie zbudzić świetlików.
Pochłaniamy ciszę i toniemy w myślach. Próbuję zebrać sobie w głowie, co chcę
powiedzieć.
-Jason, ja…przepraszam. –Chłopak momentalnie odwraca się w moją stronę. - Może
masz rację. Jestem tak bardzo zarozumiała i…
-Nie. To ja przepraszam. - Widzę w jego ciemnych, głębokich oczach, że mówi
szczerze. –Zachowywałem się jak dupek.
-Rozumiem, wolałbyś „walczyć a nie pilnować jakieś dziewczyny”. Postaram się
przekonać tatę, aby zmienił mi ochroniarza, a wtedy, będziesz mógł iść na
wojnę. –Uśmiecham się smutno, pilnując, aby po policzku nie spłynęła mi żadna
łza. Niemożliwe, że aż tak się do niego przywiązałam. –Może skończmy tą wojnę
między nami, i zostańmy przyjaciółmi? –Jason również się delikatnie uśmiecha, i
ociera mi łzę.
-Oczywiście. A i jeszcze jedno. –Podnoszę głowę i czekam na to, co ma do
powiedzenia. –Sto razy bardziej wolę pilnować ciebie. –Podaje mi chusteczkę. –A
teraz proszę, przestań płakać i chodźmy już stąd.
*
-No w końcu nasza zguba się znalazła! – Rick uśmiecha się, wstaje ze swojego
krzesła i przyjaźnie obejmuje mnie ramionami. –Gdzie ty byłaś, śliczna, Hmm..? –Po
chwili dostrzega Jasona i jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerza. Puszcza
mnie i siada z powrotem, wciąż nie spuszczając wzroku z Jasona. Przez tą
całodniową wędrówkę, zapomniałam o naszej dzisiejszej „zbiórce rebeliantów”,
czyli –„Jak możemy pomóc siedząc tu pod ziemią”. Zajmuję miejsce koło Cindy i
uśmiecham się do niej na przywitanie. Po paru minutach, zauważam że kogoś
brakuje.
-A co z Nate’em?
Wszyscy są cicho, patrzą gdzieś w przestrzeń, tylko bliźniaczki nerwowo
podskakują na swoich miejscach i pytają: -No właśnie! Gdzie Nate? –Chichoczą.
Jak na moje słowa do pokoju wchodzi ciemnowłosy chłopak. Chyba jest lekko
pijany, albo chociaż coś ćpał. Patrzy po wszystkich, na chwilę zatrzymuje wzrok
na chichrających się bliźniaczkach i szarmancko się do nich uśmiecha, po czym
zauważa mnie i siada obok.
-Cóż to za zebranie i czemu ja nie zostałem zaproszony? –Kieruje to pytanie bardziej
do Ricka, niż do całej reszty.
-Chcieliśmy cię powiadomić, ale nie było cię w pokoju… -Mówi Rick ponuro, na co
Nate wybucha śmiechem.
-Ha, ha, ha! Naprawdę Rick? –Patrzy na mnie, i obejmuje mnie w pasie. –Widzisz,
moja droga, oni za mną raczej nie przepadają. Może chociaż ty masz o mnie inne
zdanie?
Nie wiem co powiedzieć, siedzę nieruchomo. Bliźniaczki krzyczą „Lubimy cię,
Nate, wszyscy!”.
-Może, powinniśmy już zacząć…Nate możesz mnie już puścić…? –Atmosfera robi się
bardzo napięta. Uśmiech na twarzy Nate’a znika i chłopak powoli kiwa głową. –Ach
tak, ty też mnie już nie lubisz? Jaka szkoda, naprawdę się starałem…
-Nie! Bardzo cię lubię Nate, ja tylko… -Nie dokańczam bo chłopak całuje mnie w
usta. Przynajmniej miał taki zamiar, ale ktoś go odciągnął. Jason trzyma go za
szyję i przyciska do ściany. Nie widzę jego twarzy, ale sądzę, że jest zły.
-Nie słyszałeś jej?! Mówiła, że masz ją puścić! –Cindy zakrywa sobie usta ręką,
ja nie mogę nawet się poruszyć. Cała moja twarz jest teraz czerwona, serce bije
mi jak nigdy dotąd. Nate, tylko na początku wydawał się lekko przestraszony,
teraz, mimo tego, że palce Jasona zaciskają się na jego szyi, uśmiecha się
szyderczo.
-Jasonie! Po co te nerwy… Przecież nic złego się nie stało. –Patrzy mu prosto w
oczy. –Oszczędzaj siły na później.
Rick w końcu podchodzi do nich, i próbuje odciągnąć ręce Jasona od Nate’a.
-Jason! Naprawdę nie warto…zaraz go udusisz!
Chłopak puszcza Nate’a, i odchodzi do tyłu. Niebieskooki bożek dziewczyn pociera
sobie szyję, na której widnieją fioletowe siniaki. Wciąż prowokująco się
uśmiecha. Rick zdenerwowany zwraca się do niego.
-Nate, chyba najlepiej by było, gdybyś… -Coś się zatrzęsło. Czekamy chwilę w
ciszy, po czym rozlega się donośni huk, i trochę tynku sypie się z sufitu.
Rozglądamy się po sobie. Ciszę przerywa Cindy.
-Już tu są… -szepcze, mocniej ściskając poduszkę. Teraz słychać odgłosy
strzelania i głośny marsz.
-Ludzie…spadamy stąd! –Jason chwyta mnie za nadgarstek i wybiegamy z pokoju. Za
nami wychodzi reszta. Biegniemy wszyscy razem, omijając sypiące się kawałki
sufitu i spadające lampy. Uciekamy w stronę przeciwną do źródła dźwięków. Po
pewnym czasie Jason się zatrzymuje.
-Broń. Rick, musimy mieć jakąś broń.
-Jasne. Ale czy zdążymy? –Jason przez chwilę nad czymś myśli, po czym puszcza
moją rękę i biegnąc, krzyczy coś do Ricka.
-Zaprowadź ich do wyjścia, ja przyniosę broń!
-Uważaj na siebie! –Krzyczy Rick, a ja tylko stoję w miejscu, trzęsąc się i
mrugając mokrymi od łez rzęsami. Ktoś łapie mnie i ciągnie za resztą. To Nate.
Biegniemy przez korytarze, oddalając się od bazy i Jasona i w końcu wychodzimy
na zewnątrz. Gdzieś mignęła mi jakiś człowiek. Kawałek metalu spada nam na
głowy. Biegniemy do przodu, zasłaniając usta od wszechobecnego pyłu. Cindy zahacza
nogą o coś ostrego. Rick podnosi ją i biegnie, a krew dziewczyny leje się
ciurkiem na podłogę. Bliźniaczki, z trudem nas doganiają. Żałuję, że uciekałam
z lekcji W-fu. „Już…już nie mogę..!” Staram się przekrzyczeć hałas. Nate łapie
mnie, i podnosi do góry. Leżę mu na rękach, kaszlę. Światło nagle gaśnie, a
jego miejsce zastępuje czerwony, awaryjny reflektor. Już jesteśmy blisko, Rick
wychodzi po drabinie, nie wypuszczając płaczącej Cindy z rąk, następnie
wychodzimy my, a potem wciągamy na górę zdyszane bliźniaczki. Wszyscy upadamy
na trawę, zdyszani. A wtem
coś wybucha.
Z drugiego końca lasu, zauważamy dym, a potem jęzory ognia pochłaniające
wszystko wokół. Kawałki białych ścian i metalowych urządzeń, przez chwilę wiszą
w powietrzu, a następnie spadają na ziemię jak ciężki deszcz. Spadają tam,
gdzie był wybuch.
Tam, gdzie był Jason.
-------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział powstał dzięki wam, i wszystkim motywującym komentarzom :) Dziękuję ;) Ostatnio dodałam nową zakładkę, jaką jest "Bohaterowie". Proszę, piszcie, czy dobór osób jest według was dobry, czy może na daną postać polecilibyście kogoś innego :) Czekam na komentarze,
InCorrectOptymist
Musze przyznać, że wczułam się w klimat opowiadania i czułam się jakbym tam była ;o Tak trzymaj a będę tu częstym gościem ;D
OdpowiedzUsuńhttp://littlesmilefate.blogspot.com/
Całkiem wciągnęło ;D .
OdpowiedzUsuńPodoba mi się wygląd twojego bloga . Jest taki prosty ale oryginalny ;)
Zapraszam:
http://historia-gimnazjalistki.blogspot.com/
Pisanie dobrzy ci wychodzi oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuńZapraszam:
http://twoworldshistory.blogspot.com/
Bardzo ładny wygląd :) pisz tak dalej! Ciekawa fabuła, znakomita stylistyka! super!
OdpowiedzUsuńlily--i--james.blogspot.com
harrymi.blogspot.com
PS. wyłącz weryfikacje obrazkową! to wkurzające!
Bardzo mnie wciągnęło ;O aż żałuję, że nie jestem z Tobą od pierwszeg rozdziału ;3 Czekam na następny ^^ i dodaję cię do polecancyh blogów u mnie http://wszedziemarnosc.blogspot.com/ Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAroosa Ens Black.
Dziękuję ;3
UsuńMiło mi czytać tak pozytywne komentarze ^^
niesamowite, będę tu częściej.;o Masz talent. ;)
OdpowiedzUsuńCO?! koniec? w takim momencie? ty chcesz mnie zabić, słowo daję :c cudowne, serio <3 Popełniasz małe błędy, ale jest ich niewiele i są naprawdę mało znaczące. Czasami trochę mieszasz czasy, ale może robisz to celowo? W każdym razie z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie :) Na razie pojawił się tylko Prolog., ale to chyba dobrze, bo będziesz mogła zacząć czytać od samego początku :)
OdpowiedzUsuńhttp://my-cold-death.blogspot.com/
Czekam na Twoją opinię i mam nadzieję, że ci się spodoba <3
Pozdrawiam,
Weronika ;3
PS. Wstawię ci jeszcze link do strony SPAM, jeśli nie masz nic przeciwko :) Jeśli tak, usuniesz go, dobrze? :3 Blog oczywiście leci do obserwowanych <3
Że też musiałaś przerwać w tym momencie! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział; jesteś bardzo zdolną osobą, jeśli chodzi o pisanie! ;-)
ogrod-rysunkow.blogspot.com
super piszesz ;*
OdpowiedzUsuń