sobota, 14 września 2013

~Rozdział 6

Powoli już przyzwyczajam się do życia pod ziemią. Przez ostatni tydzień codziennie odwiedzaliśmy wszystkich, choć Panią Tinkbell rzadziej. Udało mi się lepiej zapoznać 16-letnie bliźniaczki Naomi i Stellę Tinkbell. Nie są takie złe, jak przypuszczałam. Na korytarzach w naszym skrzydle było coraz mniej ludzi, wszyscy spędzali czas w centrum bazy, i z tego co przelotnie słyszałam, chińskie wojska już dotarły do Ameryki. Codziennie ginie wiele ludzi, wiele ludzi narażonych jest na cierpienie, i to boli nas wszystkich najbardziej. Pamiętam słowa Jasona – „Tutaj tylko się marnujemy. Musimy im pomóc!”. Może ma rację…
Spaceruję po podziemiach i co chwila napada mnie zachwyt. Nie mogę uwierzyć, że udało im się zbudować aż tak, samowystarczalne, podziemne miasto. Minęłam pola zbóż, basen, dwie łaźnie byłam też przy niewielkiej kopalni węgla, i chyba 40 studni. Z nudów, idę nawet do najbardziej opuszczonych i zapomnianych korytarzy. W końcu uznaję, że się zgubiłam. Nawet mi to nie przeszkadza. Przecież w końcu znajdę drogę powrotną. Idę zamyślona. Myślę o tym, jak zmieniły się moje relacje z Jasonem. Na początku nie chciałam go widzieć na oczy! On mnie z resztą też. A teraz…? Gadamy jak starzy, dobrzy kumple.
-Aaa!! –Nie zauważyłam dziury w podłodze i wpadam przez nią w dół. „Świetnie.” Na szczęście zagłębienie nie jest aż tak głębokie, więc spokojnie mogę wyjść. Ale tutaj coś jest… Idę parę kroków do przodu, skręcam i zaniemawiam. Przede mną jest piękne podziemne jezioro, z krystalicznie czystą wodą, a dookoła, na każdym centymetrze kamienistej ściany, znajduje się milion świecących stworzonek. Miejsce jak z bajki. Siadam przy tafli wody najbliżej jak to możliwe, i obejmuję rękami nogi. Gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, często jeździliśmy razem na biwaki. Ja, tata i mama… Naszym ulubionym miejscem było właśnie jezioro w Southsberg na którego brzegu, siadałam nocą koło mamy i słuchałam jej bajek. Wrzucam kamyczek do wody, co powoduje robienie się na nim rozszerzających się okręgów. Po śmierci matki, tata zrobił się cichy, pusty w środku. Coraz częściej nie było go w domu, a mną musiała zajmować się babcia. Gdy tylko sugerowałam tacie biwak, ten pochmurniał i odchodził bez odpowiedzi.
-Co ty tu robisz? –Gwałtownie wstaję, obudzona z zamyśleń. Prawie wpadam do wody, ale czyjeś ręce w ostatnim momencie chwytają mnie w pasie.
- Dzięki. Ja tylko…spacerowałam. A ty? –Chłopak mnie puścił i poszedł w kierunku lewej ściany. Grzebie coś w zagłębieniu i po chwili wyciąga babeczki.
-Nie jesteś głodna? –Odpowiada pytaniem. Od długiego czasu nic nie miałam w ustach, dlatego kiwam głową i chwytam cytrynową muffinkę. Oboje siadamy na skraju jeziorka i wpatrujemy się w milczeniu. Po pewnym czasie on się oddzywa.
-Wiesz, przychodzę tu zawsze, gdy potrzebuję chwili samotności. Siadam na brzegu i rozmyślam w ciszy. To bardzo dobrze robi, szczególnie teraz, gdy wszędzie wokoło panuje zamieszanie. –Mówi spokojnie, żeby nie zbudzić świetlików. Pochłaniamy ciszę i toniemy w myślach. Próbuję zebrać sobie w głowie, co chcę powiedzieć.
-Jason, ja…przepraszam. –Chłopak momentalnie odwraca się w moją stronę. - Może masz rację. Jestem tak bardzo zarozumiała i…
-Nie. To ja przepraszam. - Widzę w jego ciemnych, głębokich oczach, że mówi szczerze. –Zachowywałem się jak dupek.
-Rozumiem, wolałbyś „walczyć a nie pilnować jakieś dziewczyny”. Postaram się przekonać tatę, aby zmienił mi ochroniarza, a wtedy, będziesz mógł iść na wojnę. –Uśmiecham się smutno, pilnując, aby po policzku nie spłynęła mi żadna łza. Niemożliwe, że aż tak się do niego przywiązałam. –Może skończmy tą wojnę między nami, i zostańmy przyjaciółmi? –Jason również się delikatnie uśmiecha, i ociera mi łzę.
-Oczywiście. A i jeszcze jedno. –Podnoszę głowę i czekam na to, co ma do powiedzenia. –Sto razy bardziej wolę pilnować ciebie. –Podaje mi chusteczkę. –A teraz proszę, przestań płakać i chodźmy już stąd.

                                                                              *

-No w końcu nasza zguba się znalazła! – Rick uśmiecha się, wstaje ze swojego krzesła i przyjaźnie obejmuje mnie ramionami. –Gdzie ty byłaś, śliczna, Hmm..? –Po chwili dostrzega Jasona i jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerza. Puszcza mnie i siada z powrotem, wciąż nie spuszczając wzroku z Jasona. Przez tą całodniową wędrówkę, zapomniałam o naszej dzisiejszej „zbiórce rebeliantów”, czyli –„Jak możemy pomóc siedząc tu pod ziemią”. Zajmuję miejsce koło Cindy i uśmiecham się do niej na przywitanie. Po paru minutach, zauważam że kogoś brakuje.
-A co z Nate’em?
Wszyscy są cicho, patrzą gdzieś w przestrzeń, tylko bliźniaczki nerwowo podskakują na swoich miejscach i pytają: -No właśnie! Gdzie Nate? –Chichoczą. Jak na moje słowa do pokoju wchodzi ciemnowłosy chłopak. Chyba jest lekko pijany, albo chociaż coś ćpał. Patrzy po wszystkich, na chwilę zatrzymuje wzrok na chichrających się bliźniaczkach i szarmancko się do nich uśmiecha, po czym zauważa mnie i siada obok.
-Cóż to za zebranie i czemu ja nie zostałem zaproszony? –Kieruje to pytanie bardziej do Ricka, niż do całej reszty.
-Chcieliśmy cię powiadomić, ale nie było cię w pokoju… -Mówi Rick ponuro, na co Nate wybucha śmiechem.
-Ha, ha, ha! Naprawdę Rick? –Patrzy na mnie, i obejmuje mnie w pasie. –Widzisz, moja droga, oni za mną raczej nie przepadają. Może chociaż ty masz o mnie inne zdanie?
Nie wiem co powiedzieć, siedzę nieruchomo. Bliźniaczki krzyczą „Lubimy cię, Nate, wszyscy!”.
-Może, powinniśmy już zacząć…Nate możesz mnie już puścić…? –Atmosfera robi się bardzo napięta. Uśmiech na twarzy Nate’a znika i chłopak powoli kiwa głową. –Ach tak, ty też mnie już nie lubisz? Jaka szkoda, naprawdę się starałem…
-Nie! Bardzo cię lubię Nate, ja tylko… -Nie dokańczam bo chłopak całuje mnie w usta. Przynajmniej miał taki zamiar, ale ktoś go odciągnął. Jason trzyma go za szyję i przyciska do ściany. Nie widzę jego twarzy, ale sądzę, że jest zły.
-Nie słyszałeś jej?! Mówiła, że masz ją puścić! –Cindy zakrywa sobie usta ręką, ja nie mogę nawet się poruszyć. Cała moja twarz jest teraz czerwona, serce bije mi jak nigdy dotąd. Nate, tylko na początku wydawał się lekko przestraszony, teraz, mimo tego, że palce Jasona zaciskają się na jego szyi, uśmiecha się szyderczo.
-Jasonie! Po co te nerwy… Przecież nic złego się nie stało. –Patrzy mu prosto w oczy. –Oszczędzaj siły na później.
Rick w końcu podchodzi do nich, i próbuje odciągnąć ręce Jasona od Nate’a.
-Jason! Naprawdę nie warto…zaraz go udusisz!
Chłopak puszcza Nate’a, i odchodzi do tyłu. Niebieskooki bożek dziewczyn pociera sobie szyję, na której widnieją fioletowe siniaki. Wciąż prowokująco się uśmiecha. Rick zdenerwowany zwraca się do niego.
-Nate, chyba najlepiej by było, gdybyś… -Coś się zatrzęsło. Czekamy chwilę w ciszy, po czym rozlega się donośni huk, i trochę tynku sypie się z sufitu. Rozglądamy się po sobie. Ciszę przerywa Cindy.
-Już tu są… -szepcze, mocniej ściskając poduszkę. Teraz słychać odgłosy strzelania i głośny marsz.
-Ludzie…spadamy stąd! –Jason chwyta mnie za nadgarstek i wybiegamy z pokoju. Za nami wychodzi reszta. Biegniemy wszyscy razem, omijając sypiące się kawałki sufitu i spadające lampy. Uciekamy w stronę przeciwną do źródła dźwięków. Po pewnym czasie Jason się zatrzymuje.
-Broń. Rick, musimy mieć jakąś broń.
-Jasne. Ale czy zdążymy? –Jason przez chwilę nad czymś myśli, po czym puszcza moją rękę i biegnąc, krzyczy coś do Ricka.
-Zaprowadź ich do wyjścia, ja przyniosę broń!
-Uważaj na siebie! –Krzyczy Rick, a ja tylko stoję w miejscu, trzęsąc się i mrugając mokrymi od łez rzęsami. Ktoś łapie mnie i ciągnie za resztą. To Nate. Biegniemy przez korytarze, oddalając się od bazy i Jasona i w końcu wychodzimy na zewnątrz. Gdzieś mignęła mi jakiś człowiek. Kawałek metalu spada nam na głowy. Biegniemy do przodu, zasłaniając usta od wszechobecnego pyłu. Cindy zahacza nogą o coś ostrego. Rick podnosi ją i biegnie, a krew dziewczyny leje się ciurkiem na podłogę. Bliźniaczki, z trudem nas doganiają. Żałuję, że uciekałam z lekcji W-fu. „Już…już nie mogę..!” Staram się przekrzyczeć hałas. Nate łapie mnie, i podnosi do góry. Leżę mu na rękach, kaszlę. Światło nagle gaśnie, a jego miejsce zastępuje czerwony, awaryjny reflektor. Już jesteśmy blisko, Rick wychodzi po drabinie, nie wypuszczając płaczącej Cindy z rąk, następnie wychodzimy my, a potem wciągamy na górę zdyszane bliźniaczki. Wszyscy upadamy na trawę, zdyszani. A wtem
coś wybucha.
Z drugiego końca lasu, zauważamy dym, a potem jęzory ognia pochłaniające wszystko wokół. Kawałki białych ścian i metalowych urządzeń, przez chwilę wiszą w powietrzu, a następnie spadają na ziemię jak ciężki deszcz. Spadają tam, gdzie był wybuch.
Tam, gdzie był Jason.

-------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział powstał dzięki wam, i wszystkim motywującym komentarzom :) Dziękuję ;) Ostatnio dodałam nową zakładkę, jaką jest "Bohaterowie". Proszę, piszcie, czy dobór osób jest według was dobry, czy może na daną postać polecilibyście kogoś innego :) Czekam na komentarze,
InCorrectOptymist

10 komentarzy:

  1. Musze przyznać, że wczułam się w klimat opowiadania i czułam się jakbym tam była ;o Tak trzymaj a będę tu częstym gościem ;D

    http://littlesmilefate.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem wciągnęło ;D .
    Podoba mi się wygląd twojego bloga . Jest taki prosty ale oryginalny ;)
    Zapraszam:

    http://historia-gimnazjalistki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisanie dobrzy ci wychodzi oby tak dalej :D
    Zapraszam:
    http://twoworldshistory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ładny wygląd :) pisz tak dalej! Ciekawa fabuła, znakomita stylistyka! super!

    lily--i--james.blogspot.com
    harrymi.blogspot.com

    PS. wyłącz weryfikacje obrazkową! to wkurzające!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mnie wciągnęło ;O aż żałuję, że nie jestem z Tobą od pierwszeg rozdziału ;3 Czekam na następny ^^ i dodaję cię do polecancyh blogów u mnie http://wszedziemarnosc.blogspot.com/ Pozdrawiam
    Aroosa Ens Black.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;3
      Miło mi czytać tak pozytywne komentarze ^^

      Usuń
  6. niesamowite, będę tu częściej.;o Masz talent. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. CO?! koniec? w takim momencie? ty chcesz mnie zabić, słowo daję :c cudowne, serio <3 Popełniasz małe błędy, ale jest ich niewiele i są naprawdę mało znaczące. Czasami trochę mieszasz czasy, ale może robisz to celowo? W każdym razie z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie :) Na razie pojawił się tylko Prolog., ale to chyba dobrze, bo będziesz mogła zacząć czytać od samego początku :)
    http://my-cold-death.blogspot.com/
    Czekam na Twoją opinię i mam nadzieję, że ci się spodoba <3
    Pozdrawiam,
    Weronika ;3

    PS. Wstawię ci jeszcze link do strony SPAM, jeśli nie masz nic przeciwko :) Jeśli tak, usuniesz go, dobrze? :3 Blog oczywiście leci do obserwowanych <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Że też musiałaś przerwać w tym momencie! :D
    Czekam na następny rozdział; jesteś bardzo zdolną osobą, jeśli chodzi o pisanie! ;-)

    ogrod-rysunkow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń