Umarłam.
W cichym hałasie,
w chaosie porządku,
zamknęłam swoje powieki.
Światło, biel, tak jasne, że nie istniej nic poza nimi.
Dopiero później z tej jasności wydostają się dusze.
Mijają mnie, biegną obok,
jakby spiesząc się do wiecznego celu.
Zapomniałam im powiedzieć, że nie ma już dokąd biec.
Teraz trwamy tutaj, w tej nieskończonej wieczności.
Widzę płaczące nam moim ciałem osoby
słone krople spływające z ich policzków
nawadniają kwiaty na moim grobie.
Chcę im powiedzieć „Przestańcie. Jestem szczęśliwa”.
Niczym anioł o jaśniejącym umyśle,
gładko unoszę dłoń w geście
błogosławieństwa.
Jest przy mnie całe moje życie.
Powiernik mojego serca.
Wszystko jest tak idealne.
A więc jak to możliwe, że jeszcze żyję?
Szybko pakujemy najważniejsze rzeczy do plecaków. Nie ma czasu na wyjaśnienia,
nie ma czasu na myśli. Musimy tylko biec. Zostawiamy chatkę w takim stanie,
jaką ją zastaliśmy, zero dowodów, zero poszlak. Biegniemy, choć wiemy, że nie
możemy uciekać w nieskończoność. Nie mogę uwierzyć, że to nie sen. Ta cała
niebiańska magia. To nie może być prawdą. Ostatnie wydarzenia. Tak. To tylko
sen. Choć w tych czasach nie mogę już odróżnić snu od jawy. Nawet nie wiem kim
jestem. Jason krzyczy, aby biegła szybciej. Bierze mój plecak i łapie mnie za
rękę. Jest ich dużo. Bardzo. Teraz liczy się każda sekunda. Dokąd biegniemy?
Tak naprawdę na to nie ma odpowiedzi. Nigdzie już nie jest bezpiecznie, każdy
jest wrogiem. Dlatego teraz pomoc przyjaciela jest tak ważna.
-Jason..! Już nie daję rady..! –Chowamy się za ścianą jakiegoś wysokiego
budynku, aby złapać oddech. Jaka to pora roku? Jesień? Jest zimno, przenikliwy
wiatr owiewa moje przemarznięte ciało. Drżę ze strachu i chłodu. Chłopak nie
zastanawiając się długo, ściąga swoją kurtkę i zakłada mi ją na zmarznięte
ramiona.
-Myślisz, że przeszukają całe miasto..?
-Nie wiem. –Tylko tyle mogę powiedzieć. Naprawdę nie wiem, co się dzieje, nie
wiem, co się stanie, gdy nas złapią. Ktoś coś krzyczy w obcym języku.
-Mam plan. Proszę, zostań tu, i cokolwiek by mi się stało, nie próbuj stąd
wychodzić. Jeśli cię znajdą, uciekaj.
–Jason mówi szybko, szukając czegoś w plecaku. Z środka wyciąga
śnieżnobiały sztylet. –Myślałem, że wcześniej był szary. –Zostawia wszystko i
biegnie. Łapię go za rękaw i szepczę do niego z przerażeniem w oczach „Proszę,
wróć cały”. Kiwa głową i odchodzi. Gdy mijają kolejne minuty, a głosy nie
cichną, coraz bardziej się boję. Nie czuję się tu bezpieczna, a co dopiero
Jason. Gdzie on poszedł?! Sprawdzam, czy w plecaku jest coś, czym mogłabym się
obronić. Mój niepokój narasta. No świetnie! Co teraz?! Zastanawiam się, jakie
jest prawdopodobieństwo, że zostanę znaleziona. Hmm..budynek nie różni się od
innych w szeregu. Opieram się plecami o ścianę. Przede mną rośnie rozłożysty
dąb. Jestem, z daleka, niewidoczna w jego cieniu, jednak bezpieczniej będzie,
gdy się na niego wdrapię. Zarzucam jeden plecak na jedno ramię, drugi na
drugie, i próbuję ręką wychwycić jakąś odstającą gałąź. Gdy jestem prawie na
samej górze, rzucam plecaki na gałąź i
łapię za inną. Nagle słyszę trzask gałęzi. Przerażenie ogarnia mnie
doszczętnie, gdy siła grawitacji zaczyna działać i czuję, że spadam. Już
myślami jestem cała obolała, gdy ktoś łapie mnie za rękę. Wiszę w powietrzu,
zaskoczona. Tajemnicza dłoń pomaga mi wspiąć się z powrotem na wysoką gałąź. Czekam
na najgorsze. Jednak moim wybawcą okazuje się zwykły chłopak.
-Wszystko okej?
Otrzepuję się z liści i drzazg. Może powinnam podziękować. Chociaż się
uśmiechnąć.
-Co ty tu robisz?
-Ukrywamy się na tym drzewie, gdy usłyszeliśmy że wojsko wkroczyło do miasta.
-„My”?
Zza pleców chłopaka wychyla się czarnowłosa dziewczyna. Ma niebieskie oczy, tak
bardzo przypominające rajski błękit oczu Nate’a. Na oko ma jakieś 18 lat. Jest
niebywale ładna.
-To jest moja siostra, Rosalie.
-Rose. –Dziewczyna podaje mi rękę. Nieśmiało się uśmiecha i wraca z powrotem za
plecy brata.
-Ja jestem Kevin.
-Elodie. Jak długo siedzicie na tym drzewie?
-Już dosyć długo. Wyjątkowo dokładnie czegoś lub kogoś poszukują.
Postanowiliśmy nie wchodzić im w drogę. –Chłopak cały czas mówi za siebie i za
siostrę. Ta nie protestuje. Bierze moje plecaki i mimo protestów wyciąga
wszystko z środka.
-Już od dawna planowaliśmy ucieczkę. W końcu nadarzyła się okazja. Gdy tylko
będzie sposobność, uciekniemy. Idziesz z nami? –Kevin nie przestaje się
uśmiechać.
-Czekam na kogoś. –Odpowiadam. Rose odrywa wzrok od zawartości mojego plecaka i
patrzy na mnie. –Przybiegłam tu razem z przyjacielem. – W tym momencie
uświadomiłam sobie, że powinnam czekać na dole. Jezu, Jason! Proszę Kevina, by
pomógł mi zejść. Nie namyślając się długo, łapie mnie za nadgarstki i powoli
opuszcza na dół. Gdy tylko dotykam nogami niższej gałęzi, sama radzę sobie z
dostaniem się na sam dół. Nie słyszę już kroków maszerujących oddziałów. Biegnę
po ulicy rozglądając się w obie strony. Próbuję odnaleźć Jasona. Otwieram drzwi
najbliższego budynku, gdy ktoś łapie mnie od tyłu.
-Miałaś zostać tam, gdzie cię zostawiłem.
Oddycham z ulgą.
-Przestań mnie straszyć i zaskakiwać zza pleców! –Chłopak się uśmiecha i ja
również. –Chodź, muszę ci kogoś przedstawić.
Idziemy w stronę drzewa. W miedzy czasie Jason pokazuje mi, co udało mu się
zdobyć –dwa mundury wrogich żołnierzy. Idealny kamuflaż. Wołam, aby zeszli już
na dół, bo jest bezpiecznie. Gdy już są na dole, przedstawiam Jasonowi Kevina i
Rose.
-Siema stary. –Kevin podaje mu dłoń. Jason jest jakby nieobecny.
-Co się stało..? –Spoglądam na niego. Patrzy przed siebie. Nie może oderwać
wzroku od punktu przed nim.
-Rosalie. Mów mi Rose. –Dziewczyna nieśmiało uśmiecha się, do wpatrzonego w nią
chłopaka. Odrobinę zdenerwowana uderzam go w bok, aby się otrząsnął.
-Rose...Tak. Ekhem, miło mi cię poznać, Rose.
Dziewczyna lekko chichocze. Przewracam oczami. Zaczynam żałować, że ich
poznaliśmy.
-My też jesteśmy już przygotowani. Mamy dwa mundury i zapas żywności na
miesiąc. No i oczywiście mapę. To idziecie z nami? –Kevin również chce
zakończyć tą dziwną atmosferę między nimi. Kiwam głową. Jason się nie oddzywa.
-Cholera jasna, Jason! Odpowiedz! –Denerwuje mnie to, że przez niego możemy
natknąć się na kolejny patrol, i znów będziemy musieli czekać nie wiadomo ile,
na odpowiednią porę do ucieczki.
-No już! Idźmy! –Prycha Jason.
*
Mimo, że dzień jest zimny, to teraz, wieczorem, jest naprawdę ładnie. Niebo szybko
ciemnieje, wylewając swój granat na całe
sklepienie. Po chwili pojawiają się także gwiazdy. Zupełny mrok rozświetla
ogromny, jasny księżyc. Nie jest gorąco, ale jest ciepło. Powoli suniemy przez
opustoszałe ulice miasta. Razem z Kevinem próbujemy ustalić trasę drogi tak, by
trafić do celu. Podobno jest miejsce, gdzie możemy się schronić i jest małe
prawdopodobieństwo że nas tam znajdą. Trzymając mapę musimy uważać, by przez
przypadek się nie potknąć. Nie możemy się zatrzymać, bo inaczej nigdy nie dotrzemy.
Kawałek za nami idą Jason i Rose. Ciekawe o czym rozmawiają. Nie! Nie obchodzi
mnie to. Nie wiem, co robią, mogą robić co chcą. Może nawet…
-Elodie! –Kevin patrzy na mnie z lekką złością. –Mówię do ciebie, czemu mnie
nie słuchasz?
-Przepraszam, jestem zmęczona… -Odpowiadam. Jego twarz łagodnieje.
-Okej, racja. Może koniec tego na dziś. Powinniśmy trochę odpocząć. –Odwraca się.
–Rose, mogłabyś tu przyjść..?
Dziewczyna natychmiast podbiega do brata. Również Jason dorównuje nam kroku.
Wchodzimy do pierwszego domu jaki udaje nam się zobaczyć na tym pustkowiu.
Rozkładamy koce na podłodze i momentalnie zasypiamy.
*
-Nie wierzę. Po prostu nie mogę w to uwierzyć! –Kobieta w długiej, białej sukni
chodzi po śnieżnym korytarzu w jedną i w drugą stronę. –Elodie, dowiedziałaś
się, że jesteś wpół anielicą i nic z tym nie zrobisz?
-A co ja mam z tym zrobić…mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie.. –Mówię, a
kobieta gwałtownie się zatrzymuje. Odwraca się do mnie. Ma twarz wykrzywioną w
przerażającym uśmiechu, robi się ciemna, mroczna i potworna.
-Na przykład Jasona? –Donośny głos brzmiący jakby z piekieł sprawia, że serce
zaczyna mi szybciej bić. –Zazdrość…hahah…masz to, czego chciałaś, anielico!
Hahaha…śmierć! –To nie jest ludzki głos. Krzyczę ile sił, chcę się obudzić.
Powoli czarna mgła otacza mnie, krzyczę, płaczę, jednak nie mogę się ruszyć. –
To jest właśnie TWOJE PRZEZNACZENIE!
*
Gwałtownie zrywam się z podłogi. Serce wciąż mi bije jak oszalałe. Patrzę na
nich – wszyscy śpią jak zabici. W pierwszym odruchu chcę podejść do Jasona.
Leży koło Rose. Z drugiej strony dziewczyny jest Kevin. Zaciskam zęby. Po cichu
przeglądam rzeczy Jasona. W końcu znajduję – mój sztylet. Wcześniej
śnieżnobiały, ale gdy tylko go dotknęłam, zrobił się czarny. Na palcach
podchodzę do Rose. Trzymam nóż skierowany prosto w jej serce. Jeden ruch…O
Boże. Nie. Nie. Nie! Upuszczam nóż, i zasłaniam usta dłonią. Co ja chciałam
zrobić?! Zabić ją?! Zabić niewinną dziewczynę?! Podnoszę nóż i chowam go do
swojego plecaka, a następnie szybko kładę się z powrotem na swoje miejsce.
Jestem sama. Brakuje mi tego, że ktoś utulał mnie do snu. Ciepłe ramiona
wyzbywające się wszelkich złych snów. Spoglądam na Jasona. Zaciskam zęby i
odwracam się tyłem. Przecież nic się nie stało. Co się ze mną dzieje?!
Nie zasnę. Nawet nie próbuję.
Boję się koszmarów.
----------------------------------------------------------------
Informuję tylko, że w menu, w kategorii "Bohaterowie" pojawiły się nowe postacie :)
DODAŁAM RÓWNIEŻ STRONĘ "STRESZCZENIE". Jeśli nie czytałaś/eś poprzednich rozdziałów, a nie masz czasu na czytanie ich wszystkich, polecam właśnie streszczenie ogólne :)
<3
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis, jak zwykle,.. . trochę szkoda ,że Jason może być zainteresowany tą nową dziewczyną. ;/
OdpowiedzUsuńFany rozdziała nie mam żadnych Ale... :P
OdpowiedzUsuńhttp://mzmzycie.blogspot.com
Och, kocham, kocham, kocham!
OdpowiedzUsuńProszę daj.szybko następny!
Nika
Podoba mi się Twój blog więc, NOMINOWAŁAM CIĘ TO LIEBSTER BLOG AWARD :D Więcej : http://heisaproblem.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń