sobota, 9 listopada 2013

~Rozdział 15

Umarłam.
W cichym hałasie,
w chaosie porządku,
zamknęłam swoje powieki.
Światło, biel, tak jasne, że nie istniej nic poza nimi.
Dopiero później z tej jasności wydostają się dusze.
Mijają mnie, biegną obok,
jakby spiesząc się do wiecznego celu.
Zapomniałam im powiedzieć, że nie ma już dokąd biec.
Teraz trwamy tutaj, w tej nieskończonej wieczności.
Widzę płaczące nam moim ciałem osoby
słone krople spływające z ich policzków
nawadniają kwiaty na moim grobie.
Chcę im powiedzieć „Przestańcie. Jestem szczęśliwa”.
Niczym anioł o jaśniejącym umyśle,
 gładko unoszę dłoń w geście błogosławieństwa.
Jest przy mnie całe moje życie.
Powiernik mojego serca.
Wszystko jest tak idealne.
A więc jak to możliwe, że jeszcze żyję?

Szybko pakujemy najważniejsze rzeczy do plecaków. Nie ma czasu na wyjaśnienia, nie ma czasu na myśli. Musimy tylko biec. Zostawiamy chatkę w takim stanie, jaką ją zastaliśmy, zero dowodów, zero poszlak. Biegniemy, choć wiemy, że nie możemy uciekać w nieskończoność. Nie mogę uwierzyć, że to nie sen. Ta cała niebiańska magia. To nie może być prawdą. Ostatnie wydarzenia. Tak. To tylko sen. Choć w tych czasach nie mogę już odróżnić snu od jawy. Nawet nie wiem kim jestem. Jason krzyczy, aby biegła szybciej. Bierze mój plecak i łapie mnie za rękę. Jest ich dużo. Bardzo. Teraz liczy się każda sekunda. Dokąd biegniemy? Tak naprawdę na to nie ma odpowiedzi. Nigdzie już nie jest bezpiecznie, każdy jest wrogiem. Dlatego teraz pomoc przyjaciela jest tak ważna.
-Jason..! Już nie daję rady..! –Chowamy się za ścianą jakiegoś wysokiego budynku, aby złapać oddech. Jaka to pora roku? Jesień? Jest zimno, przenikliwy wiatr owiewa moje przemarznięte ciało. Drżę ze strachu i chłodu. Chłopak nie zastanawiając się długo, ściąga swoją kurtkę i zakłada mi ją na zmarznięte ramiona.
-Myślisz, że przeszukają całe miasto..?
-Nie wiem. –Tylko tyle mogę powiedzieć. Naprawdę nie wiem, co się dzieje, nie wiem, co się stanie, gdy nas złapią. Ktoś coś krzyczy w obcym języku.
-Mam plan. Proszę, zostań tu, i cokolwiek by mi się stało, nie próbuj stąd wychodzić. Jeśli cię znajdą, uciekaj.  –Jason mówi szybko, szukając czegoś w plecaku. Z środka wyciąga śnieżnobiały sztylet. –Myślałem, że wcześniej był szary. –Zostawia wszystko i biegnie. Łapię go za rękaw i szepczę do niego z przerażeniem w oczach „Proszę, wróć cały”. Kiwa głową i odchodzi. Gdy mijają kolejne minuty, a głosy nie cichną, coraz bardziej się boję. Nie czuję się tu bezpieczna, a co dopiero Jason. Gdzie on poszedł?! Sprawdzam, czy w plecaku jest coś, czym mogłabym się obronić. Mój niepokój narasta. No świetnie! Co teraz?! Zastanawiam się, jakie jest prawdopodobieństwo, że zostanę znaleziona. Hmm..budynek nie różni się od innych w szeregu. Opieram się plecami o ścianę. Przede mną rośnie rozłożysty dąb. Jestem, z daleka, niewidoczna w jego cieniu, jednak bezpieczniej będzie, gdy się na niego wdrapię. Zarzucam jeden plecak na jedno ramię, drugi na drugie, i próbuję ręką wychwycić jakąś odstającą gałąź. Gdy jestem prawie na samej górze, rzucam  plecaki na gałąź i łapię za inną. Nagle słyszę trzask gałęzi. Przerażenie ogarnia mnie doszczętnie, gdy siła grawitacji zaczyna działać i czuję, że spadam. Już myślami jestem cała obolała, gdy ktoś łapie mnie za rękę. Wiszę w powietrzu, zaskoczona. Tajemnicza dłoń pomaga mi wspiąć się z powrotem na wysoką gałąź. Czekam na najgorsze. Jednak moim wybawcą okazuje się zwykły chłopak.
-Wszystko okej?
Otrzepuję się z liści i drzazg. Może powinnam podziękować. Chociaż się uśmiechnąć.
-Co ty tu robisz?
-Ukrywamy się na tym drzewie, gdy usłyszeliśmy że wojsko wkroczyło do miasta.
-„My”?
Zza pleców chłopaka wychyla się czarnowłosa dziewczyna. Ma niebieskie oczy, tak bardzo przypominające rajski błękit oczu Nate’a. Na oko ma jakieś 18 lat. Jest niebywale ładna.
-To jest moja siostra, Rosalie.
-Rose. –Dziewczyna podaje mi rękę. Nieśmiało się uśmiecha i wraca z powrotem za plecy brata.
-Ja jestem Kevin.
-Elodie. Jak długo siedzicie na tym drzewie?
-Już dosyć długo. Wyjątkowo dokładnie czegoś lub kogoś poszukują. Postanowiliśmy nie wchodzić im w drogę. –Chłopak cały czas mówi za siebie i za siostrę. Ta nie protestuje. Bierze moje plecaki i mimo protestów wyciąga wszystko z środka.
-Już od dawna planowaliśmy ucieczkę. W końcu nadarzyła się okazja. Gdy tylko będzie sposobność, uciekniemy. Idziesz z nami? –Kevin nie przestaje się uśmiechać.
-Czekam na kogoś. –Odpowiadam. Rose odrywa wzrok od zawartości mojego plecaka i patrzy na mnie. –Przybiegłam tu razem z przyjacielem. – W tym momencie uświadomiłam sobie, że powinnam czekać na dole. Jezu, Jason! Proszę Kevina, by pomógł mi zejść. Nie namyślając się długo, łapie mnie za nadgarstki i powoli opuszcza na dół. Gdy tylko dotykam nogami niższej gałęzi, sama radzę sobie z dostaniem się na sam dół. Nie słyszę już kroków maszerujących oddziałów. Biegnę po ulicy rozglądając się w obie strony. Próbuję odnaleźć Jasona. Otwieram drzwi najbliższego budynku, gdy ktoś łapie mnie od tyłu. 
-Miałaś zostać tam, gdzie cię zostawiłem.
Oddycham z ulgą.
-Przestań mnie straszyć i zaskakiwać zza pleców! –Chłopak się uśmiecha i ja również. –Chodź, muszę ci kogoś przedstawić.
Idziemy w stronę drzewa. W miedzy czasie Jason pokazuje mi, co udało mu się zdobyć –dwa mundury wrogich żołnierzy. Idealny kamuflaż. Wołam, aby zeszli już na dół, bo jest bezpiecznie. Gdy już są na dole, przedstawiam Jasonowi Kevina i Rose.
-Siema stary. –Kevin podaje mu dłoń. Jason jest jakby nieobecny.
-Co się stało..? –Spoglądam na niego. Patrzy przed siebie. Nie może oderwać wzroku od punktu przed nim.
-Rosalie. Mów mi Rose. –Dziewczyna nieśmiało uśmiecha się, do wpatrzonego w nią chłopaka. Odrobinę zdenerwowana uderzam go w bok, aby się otrząsnął.
-Rose...Tak. Ekhem, miło mi cię poznać, Rose.
Dziewczyna lekko chichocze. Przewracam oczami. Zaczynam żałować, że ich poznaliśmy.
-My też jesteśmy już przygotowani. Mamy dwa mundury i zapas żywności na miesiąc. No i oczywiście mapę. To idziecie z nami? –Kevin również chce zakończyć tą dziwną atmosferę między nimi. Kiwam głową. Jason się nie oddzywa.
-Cholera jasna, Jason! Odpowiedz! –Denerwuje mnie to, że przez niego możemy natknąć się na kolejny patrol, i znów będziemy musieli czekać nie wiadomo ile, na odpowiednią porę do ucieczki.
-No już! Idźmy! –Prycha Jason.

*

Mimo, że dzień jest zimny, to teraz, wieczorem, jest naprawdę ładnie. Niebo szybko ciemnieje, wylewając swój  granat na całe sklepienie. Po chwili pojawiają się także gwiazdy. Zupełny mrok rozświetla ogromny, jasny księżyc. Nie jest gorąco, ale jest ciepło. Powoli suniemy przez opustoszałe ulice miasta. Razem z Kevinem próbujemy ustalić trasę drogi tak, by trafić do celu. Podobno jest miejsce, gdzie możemy się schronić i jest małe prawdopodobieństwo że nas tam znajdą. Trzymając mapę musimy uważać, by przez przypadek się nie potknąć. Nie możemy się zatrzymać, bo inaczej nigdy nie dotrzemy. Kawałek za nami idą Jason i Rose. Ciekawe o czym rozmawiają. Nie! Nie obchodzi mnie to. Nie wiem, co robią, mogą robić co chcą. Może nawet…
-Elodie! –Kevin patrzy na mnie z lekką złością. –Mówię do ciebie, czemu mnie nie słuchasz?
-Przepraszam, jestem zmęczona… -Odpowiadam. Jego twarz łagodnieje.
-Okej, racja. Może koniec tego na dziś. Powinniśmy trochę odpocząć. –Odwraca się. –Rose, mogłabyś tu przyjść..?
Dziewczyna natychmiast podbiega do brata. Również Jason dorównuje nam kroku. Wchodzimy do pierwszego domu jaki udaje nam się zobaczyć na tym pustkowiu. Rozkładamy koce na podłodze i momentalnie zasypiamy.

*
-Nie wierzę. Po prostu nie mogę w to uwierzyć! –Kobieta w długiej, białej sukni chodzi po śnieżnym korytarzu w jedną i w drugą stronę. –Elodie, dowiedziałaś się, że jesteś wpół anielicą i nic z tym nie zrobisz?
-A co ja mam z tym zrobić…mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie.. –Mówię, a kobieta gwałtownie się zatrzymuje. Odwraca się do mnie. Ma twarz wykrzywioną w przerażającym uśmiechu, robi się ciemna, mroczna i potworna.
-Na przykład Jasona? –Donośny głos brzmiący jakby z piekieł sprawia, że serce zaczyna mi szybciej bić. –Zazdrość…hahah…masz to, czego chciałaś, anielico! Hahaha…śmierć! –To nie jest ludzki głos. Krzyczę ile sił, chcę się obudzić. Powoli czarna mgła otacza mnie, krzyczę, płaczę, jednak nie mogę się ruszyć. – To jest właśnie TWOJE PRZEZNACZENIE!

*
Gwałtownie zrywam się z podłogi. Serce wciąż mi bije jak oszalałe. Patrzę na nich – wszyscy śpią jak zabici. W pierwszym odruchu chcę podejść do Jasona. Leży koło Rose. Z drugiej strony dziewczyny jest Kevin. Zaciskam zęby. Po cichu przeglądam rzeczy Jasona. W końcu znajduję – mój sztylet. Wcześniej śnieżnobiały, ale gdy tylko go dotknęłam, zrobił się czarny. Na palcach podchodzę do Rose. Trzymam nóż skierowany prosto w jej serce. Jeden ruch…O Boże. Nie. Nie. Nie! Upuszczam nóż, i zasłaniam usta dłonią. Co ja chciałam zrobić?! Zabić ją?! Zabić niewinną dziewczynę?! Podnoszę nóż i chowam go do swojego plecaka, a następnie szybko kładę się z powrotem na swoje miejsce. Jestem sama. Brakuje mi tego, że ktoś utulał mnie do snu. Ciepłe ramiona wyzbywające się wszelkich złych snów. Spoglądam na Jasona. Zaciskam zęby i odwracam się tyłem. Przecież nic się nie stało. Co się ze mną dzieje?!
Nie zasnę. Nawet nie próbuję.
Boję się koszmarów.

----------------------------------------------------------------
Informuję tylko, że w menu, w kategorii "Bohaterowie" pojawiły się nowe postacie :)
DODAŁAM RÓWNIEŻ STRONĘ "STRESZCZENIE". Jeśli nie czytałaś/eś poprzednich rozdziałów, a nie masz czasu na czytanie ich wszystkich, polecam właśnie streszczenie ogólne :)

5 komentarzy:

  1. Świetny wpis, jak zwykle,.. . trochę szkoda ,że Jason może być zainteresowany tą nową dziewczyną. ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Fany rozdziała nie mam żadnych Ale... :P
    http://mzmzycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, kocham, kocham, kocham!
    Proszę daj.szybko następny!
    Nika

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się Twój blog więc, NOMINOWAŁAM CIĘ TO LIEBSTER BLOG AWARD :D Więcej : http://heisaproblem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń