środa, 4 grudnia 2013

~Rozdział 16

La lla laa
Cicho, latając po wyboistym suficie
Lalla laa
Oczy kwieciste, fijołkowe, w p a t r z o n e
La la laa
Powódź ziół, łąka zapomniana
Lalla la
Rączka perłowa, p u d r o w a n a
Cera lśniąca,
migocąca
Jasniejąca od rana.
Złotą ramą otaczana.
Lalla la
Śpiew słodki
kołysze, rozbudza,
podpalazapalapłonie
w mojej głowie.
melodia
przytłacza otacza obejmuje wiruje śpiewaśpiewaśpiewa




Kim
Jesteś
Dziewczyno z obrazka?


Kilka kropli nocnego deszczu przecieka przez nieszczelny dach i błyszczące trzy łzy chmur płyną po mojej  ręce, spływają po nadgarstku, bo zaraz wyschnąć, dotykając przedramienia. Delikatnie stąpając po drewnianej podłodze podchodzę do okna, cichutko, by nie obudzić reszty. Opieram łokcie na parapecie i kładę podbródek na otwartych dłoniach. Wyglądając przez okno mogę dostrzec, ledwo świecące, ocalałe przed zniszczeniem latarnie, których bliskie zużycia żarówki, migocą ostatnim połyskiem, by za parę godzin na zawsze stracić blask. Ciemne, bezchmurne niebo zostało całkowicie ogołocone z gwiazd, jedynie przez chwilę zdawało mi się, że coś błysnęło. Patrzę na mokre ulice miast, puste, gdzieniegdzie leżą porzucone w pośpiechu przedmioty codziennego użytku. Niezmąconej ciszy nie przerywa stukanie obcasów ani terkot samochodu. Zupełny spokój, panujący zwykle o tej porze, utrzyma się także przez resztę dnia. Na myśl o tym, że z domu nie wybiegną spóźnieni mężczyźni, a przez okno matka nie będzie machała dzieciom na do widzenia, czuję, jakby mój żołądek wypełniały ciężkie kamienie, przygniatające mnie do ziemi. Łzy gromadzą mi się w oczach. Odwracam się od okna, kierując kroki w stronę kuchni. Z westchnieniem odkrywam, że z kranu nie leci woda. Muszę się czegoś napić. Może gdzieś na górze została osamotniona butelka z napojem. Po cichu, aby nikogo nie obudzić, stawiam kolejne kroki na schodach, mimowolnie odwracając się, gdy tylko słyszę skrzypnięcie drewna pod stopami. Wszyscy, jednak wciąż śpią jak zabici. Gdy z zamachem staję na ostatnim stopniu, czuję lekki zawrót głowy, wywołany brakiem snu. Przede mną jest długi korytarz, nie różniący się od korytarzy w przeciętnych domach. Wyściełany jest perskim dywanem, a po bokach znajdują się trzy pary drzwi, łącznie sześć. Na samym końcu, na wprost ode mnie, umieszone jest wielkie okno w białej, drewnianej ramie, przez, które sączy się nikłe światło latarń ulicznych. Między drzwiami porozwieszane są obrazy, niestety jest zbyt ciemno, bym mogła dojrzeć szczegóły. Podnoszę głowę i zauważam miejsce, z którego woda przecieka aż na sam dół. Nie jest to wielka dziura, zapewnie zrobiona przez jakieś zwierzę bądź odłamek po wybuchach. Od razu odrzucam drugą opcję – wnętrze jest zbyt poukładane, zbyt… pełne, by myśleć, że przechodziła tędy zgraja rozszalałych żołnierzy, żądnych mordu i bogactw. Dwa pierwsze pokoje z lewej strony są zamknięte na klucz, kieruję się, więc do tych ostatnich, znajdujących się najbliżej okna. Mosiężna, pozłacana klamka z łatwością ustępuje. Lekko popycham drzwi i szukam włącznika światła. Ze złością odkrywam, że oprócz wody, brakuje tu również prądu. W półmroku przesuwam ręką po komodzie, aż w końcu wyczuwam kształt potrójnej świecy. Są też i zapałki. Zapalam knoty i od razu wyraźnie dostrzegam wnętrze pokoju.
-Och… -Tylko tyle mogę z siebie wydusić. Pastelowo różowe ściany otaczają mnie z każdej strony, słodkie, białe łóżeczko leży wprost przy ścianie, a kolekcja misiów i lalek starannie poukładane, spoczywają na stojącej na wprost mnie półce. Podchodzę bliżej łóżka. Na szafce obok, leży brązowy króliczek z różową kokardką i fotografia w srebrnej ramce. Wyłączam się ze świata obecnego, jakby jedynym światem był ten dziecięcy pokój. Nie słyszę hałasu, nie widzę wojny. Na zdjęciu widać jasnowłosą dziewczynkę i trzymających ją za ręce rodziców –mama z lewej, a tata z prawej strony. W rączce dziecka, oprócz dłoni matki, jest zaciśnięta pluszowa zabawka – brązowy królik z kokardką. Łza spływa mi po oczach. Spoglądam na pluszaka, próbując sobie wyobrazić, co musiało się wydarzyć, by dziecko zapomniało o swoim najukochańszym skarbie. Zapewne, wybiegli w pośpiechu. Zostawili wszystko i uciekli. Dziewczynka i jej rodzice. Na ścianie przy łóżku wisi mnóstwo obrazków wykonanych świecowymi kredkami. Każdy przedstawia szczęśliwą rodzinę. Kolejna łza. Też rysowałam rodzinę. Potem zmarła mama…i wszystko się zmieniło. Zamknęłam się w sobie. Tata tym bardziej. Na półeczce spoczywa elementarz dziecka. Ładnie wypisanymi literkami odczytuję imię –Stefanie. Pociągam nosem. Biedne dziecko, ile mogło mieć lat? Miała takie piękne, szczęśliwe życie, a teraz odciśnie się na niej piętno wojny. Wypuszczam książkę z rąk i mimowolnie podskakuję, gdy czuję dotyk ciepłej dłoni na swoim ramieniu.
-Spokojnie…to tylko ja. – Odwracam się, jednak wciąż drżę. Serce bije mi szybko, z zakłopotaniem podnoszę się z łóżka, a następnie pochylam, by pochwycić leżący na podłodze elementarz. On jednak robi to szybciej. –Możemy chwilę pogadać?
-A pozostali…
-Wciąż śpią. –Jason uśmiecha się delikatnie podając mi książkę. Czuję się tak, jak kiedy pierwszy raz się całowaliśmy. Dlaczego? Przecież tylko rozmawiamy. Sami. Jakby teraz wrócił. Tęskniłam za nim. Zaciskam ręce na grzbiecie książki, nie spuszczając chłopaka z oczu. To ciepło, płynące z jego spojrzenia, jest skierowane tylko i wyłącznie do mnie. Wyciera mi łzę z policzka. –Tęsknisz za rodzicami…? Och, to głupie pytanie, wybacz. Długo myślałem…jest mi tak głupio, powinienem być dla ciebie wsparciem, szczególnie teraz, a…
-…a byłeś nim dla Rose. –Dokańczam szybko, opuszczając wzrok. Tchórz ze mnie. Chłopak delikatnie unosi mój podbródek, i wpatruje się we mnie. Po chwili ciszy odzywam się chrypliwym głosem:
– Przypomina ci Linzy, prawda? Twoją dziewczynę, która…
-Tak. –Ucina krótko. W jego oczach dostrzegam pobłysk bólu, spowodowany wspomnieniami. Ciekawe, czy taki sam pobłysk dostrzega Jason w moich oczach. Opuszcza palca z mojej twarzy i kładzie je na moich zimnych dłoniach. Jego dotyk na mojej skórze.
-To jak ostatnio się zachowywałem… -Jego dotyk. -… rzeczywiście, postępowałem głupio… -Na mojej skórze. –Rose to tylko koleżanka. –Dotyk. Skóra. On. Ja. Dalszy słowa płynące z jego ust już nie mają sensu. Nie słucham go nawet. Nie ma potrzeby. Wybaczyłam mu już wtedy, gdy dotknął mojego ramienia. Gdy zjawił się w tym dziecięcym pokoju, by ze mną porozmawiać. A teraz trzyma mnie za ręce jak dawniej. Nie wytrzymam dłużej. Staję na palcach i całuję go, przerywając mu monolog przeprosinowy. Mocniej zacisnął dłonie na moich, nie przerywając pocałunku. Całuję go, i wciąż chcę jeszcze i jeszcze, jak gdyby był narkotykiem, a ja uzależnioną narkomanką. Puszcz moje ręce i gładzi mnie po ramionach, czuję, że płonę. Oczy mam zamknięte, czuję ciepło jego warg. W końcu Jason przerywa. Otwieram powoli oczy, czuję, jakbym była pod wpływem jakiegoś mocnego trunku. Jason ma zbolałą minę. Chwyta moją twarz w jego ciepłe dłonie i patrzy prosto na mnie( ma łzy w oczach?) .
-Elodie…Nie mogę tak…Kocham Cię, mówiłem ci to już milion razy, mógłbym oddać za ciebie życie, przy czym ty zawsze zmieniasz zdanie. Ja tak dłużej nie mogę…nie mogę, El! Odpowiedz mi na jedno proste pytanie: Kochasz Nate’a?
Zaniemawiam. No dalej dziewczyno odkrzyknij mu odważnie „Nie, Jasonie, kocham tylko ciebie, nie żywię żadnych uczuć w stosunku do Nate’a”. Niestety, z moich ust wydobywa się tylko krótkie, chrapliwe:
-Nie..
(Nie wiem)
Chłopak tylko leciutko się uśmiechai przytula mnie mocno. Tyle mu wystarcza. Czuję się jak mały piesek, szczeniaczek, przytulany przez właściciela. Jest mi tak ciepło, tak wygodnie w jego ramionach, a jestem taka zmęczona, że chyba zaraz…
TRZRZRRZRZRZRZ!!!!
-Jezu, El, szybko pod łóżko! –Jason zdenerwowany wciska mnie w pustą przestrzeń między łóżkiem a podłogą, a sam ląduje obok mnie. Każe mi być cicho. Nie wiem, co się dzieje, patrzę z przerażeniem na Jasona. Po chwili zapada cisza. Jeden cichy krzyk od razu stłumiony (ręką?) i znów jest cisza. Z dołu słyszę donośny głos:
-Sprawdzić, czy nie ma ich więcej! Tylko szybko, musimy jak najprędzej dotrzeć do Głównej Bazy Dowodzenia! –A potem nierytmiczne dudnienie kroków na schodach. Zaciskam mocno dłoń na ręce Jasona, starając się opanować drżenie. Napastnicy jednak ograniczają się do szybkiego zerknięcia do pokoi i zajrzeniu do dużej szafy. Parę centymetrów od swojej głowy dostrzegam wielkie, wojskowe buty. Trzask szkła. Serce bije mi tak głośno, tak bardzo głośno…Mijają sekundy trwające wieczność, aż w końcu buty zmierzają ku wyjściu a potem zupełnie znikają za drzwiami. Czekamy jeszcze chwilę po wyjściu wszystkich z budynku, aby mieć stuprocentową pewność, że nikt nas nie zaatakuje znienacka. Jason podbiega do okna i nerwowo wypatruje. Ja w końcu wygramalam się z pod łóżka. Mój wzrok zatrzymuje się na fotografii leżącej na podłodze. (A to świnia, ukradł srebrną ramkę) Otrzepuję ją z kawałeczków szkła i kładę na szafce nocnej.
-Zabrali ich. Rose i Kevina.
-No cóż, bywa na wojnie. A teraz idźmy dalej. –Odpowiadam, na co Jason mierzy mnie lodowatym spojrzeniem. –No dobra, dobra, postaramy się im pomóc. Ale co zamierzasz zrobić? Odbić ich z centralnej bazy, w której zapewne roi się od żołnierzy tylko w dwójkę? A może lepiej dostać się do tego miejsca o którym mówił Kevin? Zawsze znajdzie się ktoś, kto nam pomoże.
-Racja. –Chłopak się na powrót wypogadza i otacza mnie ramionami od tyłu. –Tak, racja, wybacz, zdenerwowałem się, musimy im jakoś pomóc. Weźmiemy paru ludzi i zaatakujemy.
-Nie boisz się? –Perspektywa udania się tam i odbicia rodzeństwa jest dla mnie przerażająca. Chłopak ucichł na chwilę, żałuję, że nie widzę wyrazu jego twarzy.
-Hmm…nie, raczej nie. W wojsku oduczyli nas strachu przed atakiem. –Dłuższa przerwa. –Chociaż…
-…”Chociaż” co?
-Jest coś, czego się boję. –Odwracam się do niego, wciąż otoczona jego ramionami. Patrzę w głębokie, brązowe oczy Jasona. Tam, tam bezpiecznie.
-Czego się boisz, Jasonie? –Prawie to wyszeptałam i uśmiechnęłam się. On jednak zupełnie poważnie odpowiada:
-Boję się zostać bez ciebie. Jeśli ty odejdziesz, ja również. Boję się ciebie stracić. –Nie odrywa ode mnie wzroku. Przełykam ślinę, a on gładzi mnie po policzku. – I zrobię wszystko, by do tego nie dopuścić.

3 komentarze:

  1. Piękne, jak zawsze brak mi słów, aby opisać to, co właśnie przeczytałam. Bardzo mi się podoba, jak to opisujesz. Jak zawsze czekam na kolejną część, z nadzieją ,że kiedyś napiszesz książkę. . i wtedy będę mogła ją przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz, lepiej niż wielu autorów książek, które czytałam. Proszę, nie przestawaj. Masz ogromny talent, szkoda by się zmarnował ;)

    OdpowiedzUsuń